Lata temu, nabyłem materac z pianką termoplastyczną i dość długo byłem z niego zadowolony. Można powiedzieć, że starzeliśmy się razem, jednak on chyba bardziej i szybciej, bo z czasem coraz mniej mnie zadowalał. Spało się wciąż całkiem nieźle, ale wstawałem coraz
...
bardziej i bardziej, połamany i obolały. Mnie nie sposób wymienić na nowszy model, on nie ma tego szczęścia. W końcu więc, klamka zapadła i swoim zwyczajem zatrudniłem do pomocy, wujaszka Google. Spisał się tak dobrze, że aż zacząłem żałować, pogrążony w morzu, „najnowszych technologii, osiągnięć”, „musisz to mieć”, „jedyny w swoim rodzaju”,… i dalej w ten deseń bez końca. Gdy już chciałem zrezygnować i poddać się sugestywnemu doradztwu pani/pana z jakiegoś supermarketu, natknąłem się na blog w przestrzeni pewnej Kobiety, :) która poświęciła aż dwa i to długachne wpisy materacowi Eve. Opisy wręcz epickie, co raczej wykluczało materiał napisany na zamówienie producenta. Sam producent Sleep Eve, również zyskał moją sympatię i zaufanie, dzięki kilku mailom korespondencji, a także informacjom oraz opiniom w szeroko pojętym Internecie. No cóż, skusiłem się i zamówiłem, a w podjęciu decyzji, dodatkowo pomogła, trwająca akurat promocja, w postaci 350 zł. rabatu. Dostawa (gratis), miała być „do tygodnia” i pod wejście do bloku. I już na początek, jakże miłe zaskoczenie. Już na trzeci dzień, w drzwiach mieszkania, znajomy kurier ze sporym pudłem. A ja przez te trzy dni żyłem w stresie, jak to pudło wtacham spod bloku do windy i z windy do mieszkania. Pudło spore ale gdzie mu tam, żeby zmieścić materac 90x200x25 cm? A jednak zmieścili. Zrolowali, próżniowo zafoliowali, Mistrzostwo Świata! Nie tylko ułatwienie i wygoda w transporcie ale również dla klienta. Bez większych trudności wyciąga się z pudła, ciasno zrolowany baleron o długości, (w moim przypadku) 90 cm, który po prostu kładzie się na łóżku i po usunięciu folii, rozwija w docelowe ułożenie. Pestka. Pamiętam ile się naszarpałem z jego poprzednikiem, którego nawet zgiąć nie było wolno. Fajnie jest obserwować, jak pomalutku, można powiedzieć z rozleniwieniem, baleron przepoczwarza się i nabiera kształtów rasowego materaca. Po prostu odradza się jak Feniks z popiołów. Kusi żeby się do niego przytulić, ale lepiej dać mu parę godzin na pełne rozprostowanie kości. Pierwsza noc. Z racji pierwszeństwa, zawsze niezapomniana. Z racji doznań, niekoniecznie i nie zawsze ta najbardziej upojna… Taką też i nie była ta nasza pierwsza noc. Ale nie byłem rozczarowany, jako że wcześniej naczytałem się, że ten wzajemny, trwały związek, dojrzewa powoli. Nie wiem na czym to polega, ale w relacjach Spacza z Materacem Eve, to się w pełni potwierdza. On nabiera smaku jak stare wino a smak Spacza, z czasem się wyostrza. Sypiamy z sobą trzeci tydzień i z nocy na noc, lepiej nam z sobą. A czasem i noc nie wystarcza. ;) Trudno to opisać, bo nie jest ani twardo, ani miękko. Jest… nieodczuwalnie (?) Należę do gatunku sennych wiertaczy, nie w sensie wiertniczego tylko wiercącego się we śnie. Taki to ze mnie, trawestując tytuł znanego filmu, „Wiercący ze snami”. :) Teraz przewracam się z boku na bok, bardziej z nudów czy wieloletniego przyzwyczajenia niż cierpnących członków wszelakich. Nie cierpną! Rano nic nie strzyka, w kościach nie łamie, a jeśli ciężko się wstaje, to jedynie z wrodzonego lenistwa a nie bólów i połamania. Gdy za czas jakiś napiszę, że lata temu nabyłem materac piankowy Eve, to albo dla uczczenia kolejnej rocznicy związku, albo w wyniku „Kryzysu wieku średniego”, który skłania do poszukiwania nowych doznań. Ale jeśli już, to chyba tylko, z jakąś nową generacją materacy Eve.